fot. poznajnysiedamps1.jpg
Poznajmy się bliżej #1
Ruszamy z projektem pt. "Poznajmy się bliżej". Będzie to cykl wywiadów z sędziami, trenerami, działaczami, zawodnikami oraz ludźmi związanymi z piłką nożną w naszym województwie. Dzięki tym rozmowom dowiecie się ciekawych i pewnie nowych informacji o naszych bohaterach.
Na pierwszy ogień idą "dziewczyny z gwizdkiem". Zawód sędziego nie należy do najłatwiejszych, a tym bardziej, gdy jest się kobietą. Dla naszych pierwszych bohaterek nie ma jednak rzeczy niemożliwych. Przedstawiamy rozmowy z Kingą Damps, Anną Masztalerz oraz Martą Stasiulewicz
fot. www.baltyk.gdynia.pl
Jak zaczęła się moja przygoda z piłką nożną?
Kinga Damps (Kolegium Sędziów Pomorskiego ZPN): Sport od najmłodszych lat był dla mnie bardzo ważny. Kiedy ukończyłam szkołę podstawową w Luzinie – mojej rodzinnej miejscowości, ogłoszono nabór do kobiecej drużyny piłkarskiej (GOSRIT Luzino). Zgłosiłam się bez wahania, bo piłka to emocje. Szybko zostałam kapitanem zespołu. Nasz trener poinformował nas, że Pomorski Związek Piłki Nożnej ogłasza kurs na sędziego. Zgłosiły się trzy dziewczyny, w tym ja. Zdałam egzamin i w kolejnych latach łączyłam grę w piłkę z sędziowaniem, co nie było łatwe. Ostatecznie postawiłam „na bieganie z gwizdkiem”. Dziękuję mojemu ukochanemu klubowi za taką możliwość i wsparcie. Dziś GOSRiT pozwala mi się jednocześnie rozwijać jako trener. Sędziuję i szkolę miejscową młodzież. To naprawdę komfort, dlatego klubowi zawdzięczam bardzo wiele.
Mój pierwszy mecz z gwizdkiem?
… w Choczewie. Pamiętam go doskonale. Stresowałam się okropnie. Nie miałam wsparcia asystentów, ale chyba podołałam zadaniu. Wróciłam do domu z uśmiechem na twarzy i można powiedzieć, że złapałam bakcyla.
fot. www.baltyk.gdynia.pl
Na meczu nie brakuje nerwowych sytuacji. Jak radzę sobie w stresowych momentach?
Pierwsze momenty były ciężkie, ale co cię nie zabije, to cię wzmocni. Im dłużej sędziowałam, tym bardziej nabierałam pewności siebie, dzięki czemu teraz nie mam problemu z meczem seniorów. Tam to dopiero trzeba mieć nerwy ze stali (śmiech). Po siedmiu latach doświadczenia wypracowałam sposoby, aby radzić sobie w nerwowych sytuacjach. Polecam spokojną rozmowę z rozemocjonowanym piłkarzem, połączoną ze szczerym uśmiechem. To lekarstwo na całe zło (śmiech).
Czy masz wśród sędziów (polskich i międzynarodowych) swojego idola? Kogoś kogo szczególnie podpatrujesz? Kto to jest i czemu on?
Bez wątpienia był nim Pierluigi Collina. Zaimponował mi swoimi osiągnięciami na arenie międzynarodowej. To były czasy mojego dzieciństwa, więc pamiętam je doskonale. W mistrzowski sposób opanował kontakt z zawodnikami. To podstawa, ale na łyso się na pewno nie ogolę (śmiech).
Jakie jest moje największe marzenie związane z sędziowaniem?
Finał Ligi Mistrzów, a tak na serio, to chciałabym jako sędzia główny poprowadzić Puchar Polski kobiet na szczeblu centralnym.
Jeżeli miałabym możliwość zmiany przepisów sędziowskich, który bym zmieniła?
Przepis dotyczący zagrania piłki ręką. On od zawsze wzbudza bardzo dużo kontrowersji. W takiej sytuacji powinien być obligatoryjnie odgwizdany rzut wolny bezpośredni. Byłoby to klarowne dla wszystkich – od zawodników, trenerów, kibiców i komentatorów.
Jak zaczęła się moja przygoda z piłką nożną.
Anna Masztalerz (Kolegium Sędziów Pomorskiego ZPN): Pasją do piłki nożnej zaraził mnie tata. Nigdy wcześniej nie grałam w piłkę nożną, ale często wspólnie oglądaliśmy transmisje meczów w telewizji. W 2004 roku po raz pierwszy pojechałam na mecz do Krakowa. Pamiętam do dziś szczególną atmosferę tego wydarzenia. To wtedy przyszedł mi do głowy pomysł, że może warto związać się z piłką nożną na dłużej. Niestety, na rozpoczęcie profesjonalnych treningów było już za późno, więc zapisałam się na kurs sędziowski, który organizował Pomorski Związek Piłki Nożnej. Dziś uważam, że to był bardzo dobry wybór. Sędziowanie sprawia mi dużo radości. Dzięki tej pasji poznałam mnóstwo świetnych ludzi.
Mój pierwszy mecz z chorągiewką.
Mój pierwszy mecz był dla mnie bardzo dużym przeżyciem. W nocy poprzedzającej mój debiut sędziowski nie zmrużyłam oka. Moje pierwsze sędziowanie miało miejsce niedaleko Pszczółek, skąd pochodzę - w Długim Polu. Na zawody pojechałam z całą rodziną z dużym wyprzedzeniem. Jak dojechaliśmy na miejsce tata wystawił torbę i postawił obok samochodu. Była piękna pogoda, więc ja z rodzicami i siostrą czekaliśmy przy aucie na sędziego głównego, którym był Marek Gos. Po chwili podszedł do nas kierownik zespołu gospodarzy Wisły Długie Pole i przyniósł wodę, którą postawił obok mojego taty. Nie zapomnę jego miny, jak do szatni sędziowskiej weszłam... Ja... Ogólnie bardzo się stresowałam. Chciałam pokazać, że coś wiem o sędziowaniu. Dodatkową mobilizacją byli moi najbliżsi na trybunach oraz... koledzy, którzy grali w jednej z drużyn, więc wiedziałam, że wszystkie moje decyzje będą szczegółowo ocenione po zawodach. Przez pierwsze 45 minut miałam bardzo dużo pracy, ponieważ praktycznie wszystkie akcje toczyły się na mojej połowie, udało się bez większych wpadek, z czego byłam bardzo, bardzo dumna
Na meczu nie brakuje nerwowych sytuacji. Jak radzę sobie w stresowych momentach.
W trakcie każdego meczu staram się być skoncentrowana, by tych stresujących momentów było jak najmniej. Ale nie zawsze się to udaje. Wówczas trzeba stawić temu czoła. Bardzo lubię rozmawiać z ludźmi, więc napięte sytuacje staram się rozładowywać miłym słowem i poczuciem humoru. Często to skutkuje i nawet trenerzy przegranej drużyny żegnając się, mówią do zobaczenia na kolejnym meczu.
Czy masz wśród sędziów (polskich i międzynarodowych) swojego idola. Kogoś, kogo szczególnie podpatrujesz. Kto to jest i czemu on?
Od początku swojej przygody przyglądałam się Kasi Wierzbowskiej. Kasia była super asystentką. A do tego poza boiskiem zawsze służy radą i cennymi wskazówkami. Przy tym pytaniu, pozwolę sobie jeszcze powiedzieć o jednej bardzo ważnej osobie, która dużo dla mnie i myślę, że nie tylko dla mnie, ale dla wielu osób ze świata sędziowskiego znaczy, to pan Leszek Saks. Przecudowny człowiek, oddany piłce, który zawsze pomoże, doda otuchy, zmotywuje. Za jego wielkie serce, uśmiech i wsparcie w każdej sytuacji jestem mu bardzo wdzięczna
Jakie jest moje największe marzenie związane z sędziowaniem.
Kiedy zaczynałam sędziować, to miałam wiele marzeń... Część udało się już zrealizować, niektórych nigdy nie zrealizuję, chociażby ze względu na wiek. Jestem wdzięczna, że mogłam sędziować na stadionie, na którym dziś mecze w ekstraklasie gra Lechia Gdańsk. Miałam okazję być sędzią technicznym na sparingu Reprezentacji Polski w COS-OPO Cetniewo, w którym wystąpił Arek Milik, którego jestem wielką fanką. Dodam, że od lat kibicuję całej naszej reprezentacji, często zdzierając gardło na stadionach w kraju i za granicą. Może jeszcze jakbym mogła wybiec na murawę Stadionu Narodowego… Tak, to by była wisienka, a nawet truskawka na torcie.
Jeżeli miałabym możliwość zmiany przepisów sędziowskich, który bym zmieniła.
Jeżeli coś miałabym zmieniać, to tylko zapis, żeby nie karać piłkarzy żółtą kartką za zdjęcie koszulki po strzelonej bramce.
Jak zaczęłam swoją przygodę z piłką nożną?
Marta Stasiulewicz (Kolegium Sędziów Pomorskiego ZPN / zawodniczka Akademii Piłkarskiej LG Gdańsk): Dzieciństwo spędziłam w Pasłęku, na osiedlu nie było boiska, razem z kolegami robiliśmy sobie prowizoryczny plac gry na drodze. W grupce około 10 osób rozgrywałam swoje pierwsze mecze „piłkarskie” Tata ani nikt z mojej rodziny nigdy nie interesował się piłką. Nauczyciel wychowania fizycznego, z którym miałam zajęcia zaproponował mi grę w drużynie Polonii Pasłęk, której był trenerem. Ten sam człowiek umożliwił mi potem grę z dziewczynami w kadrze Pomorza.
Mój pierwszy mecz z gwizdkiem?
Pierwszą obsadę sędziowską dostałam na turniej w kategorii F2 w 2019 roku. Zapadły mi w pamięć dyskusje rodziców dotyczące przepisów piłkarskich – wielu najwyraźniej ukończyło kursy sędziowskie (śmiech).
Na meczu nie brakuje nerwowych sytuacji. Jak radzę sobie w stresowych momentach?
Skupiam się na meczu i podejmuję decyzje zgodne z nabytą wiedzą. Nie wdaję się w dyskusje. Sędzia nie jest nieomylny, ja nie jestem i ta świadomość pomaga mi w zdystansowaniu się do trudnych sytuacji na boisku. Sama jestem piłkarką czynnie grającą w pierwszoligowym klubie, zatem jestem w stanie postawić się w sytuacji zawodnika, który nie zgadza się z decyzją podjętą przez sędziego. Rozumiem te emocje.
Czy masz wśród sędziów polskich i międzynarodowych swojego idola. Kogoś kogo szczególnie podpatrujesz? Kto to jest i czemu on?
Idol to duże słowo. Na razie nie mam takiego. Pierwsze nazwisko, które przychodzi mi na myśl to ikona sędziowskiego świata czyli Pierluigi Collina, a z polskich arbitrów Szymon Marciniak.
Jakie jest moje największe marzenie związane z sędziowaniem?
W tym momencie priorytetem jest dla mnie czynna gra w klubie. Przygodę z sędziowaniem dopiero zaczynam i na marzenia w tej dziedzinie przyjdzie jeszcze czas. Na pewno chciałabym się rozwijać w tym kierunku, ale nadać należnej dynamiki temu rozwojowi będę mogła dopiero po zakończeniu kariery piłkarskiej.
Jeżeli miałabym możliwość zmiany przepisów sędziowskich, który bym zmieniła?
Zawsze zastanawiałam się czy jest rozsądny powód, dla którego zawodnik wymieniany musi podbiec do konkretnego miejsca poza boiskiem – wysokości linii środkowej, żeby zawodnik rezerwowy mógł wejść do gry. Od niedawna zawodnik opuszczający boisko musi z niego zejść w najbliższym miejscu przez linię ograniczają plac gry. Uważam tą zmianę za dobrą. Innych przepisów nie poddawałam dotąd dyskusji.