fot. Konrad Sosiński Fotografia

Najmłodszy trener i prezes w IV lidze. W Nowym Stawie stery w rękach młodego pokolenia

Grom Nowy Staw dobrze radzi sobie w IV lidze. Prawdziwym testem będą dwa najbliższe spotkania: sobotnie derby z Pomezanią Malbork (godz. 14:00), a potem wyjazd do aktualnego lidera rozgrywek, Jaguara Gdańsk. Porozmawialiśmy z Dawidem Leleniem, który w Gromie występuje w dwóch rolach: bramkarza i pierwszego trenera. To ogromna rzadkość, aby w wieku zaledwie 27 lat być samodzielnym szkoleniowcem na tym poziomie rozgrywek.


Czy jesteś najmłodszym trenerem w pomorskiej IV lidze?
- Zagraliśmy już z każdą drużyną w rozgrywkach i żaden ze szkoleniowców nie był młodszy. Wiem, że w II lidze w GKS Jastrzębie jest trener Dawid Pędziałek, który ma rok mniej ode mnie. Trenerzy przed trzydziestką to na pewno rzadkość na półzawodowym poziomie, bo o takim można mówić w IV lidze.

Prowadzisz drużynę Gromu od tego sezonu. Czy na początku sezonu towarzyszyło tobie pobłażanie ze strony starszych kolegów po fachu.
- Na początku pobłażanie być może mieszało się z niedowierzaniem, jest jednak jeden sprawdzony sposób, aby wszyscy traktowali cię poważnie. To wyniki na boisku. Zrobiliśmy dobre rezultaty w sparingach, nawet z drużynami III-ligowymi. W pierwszej kolejce w lidze wygraliśmy 1-0 z Aniołami Garczegorze, potem 2-1 na wyjeździe z Bałtykiem Gdynia, który prowadził trener Robert Jędrzejczak, który kiedyś prowadził mnie w juniorach Lechii Gdańsk. Od razu środowisko zaczęło na mnie inaczej patrzeć.

Ty się dziś czujesz bardziej bramkarzem czy trenerem?
- Wahadło coraz bardziej wychyla się w stronę trenerską. Doba nie jest z gumy, a bycie szkoleniowcem nawet na poziomie IV ligi to wymagające zajęcie i sporo pracy. Trzeba przygotować trening, poprowadzić go, rozgrzać bramkarzy, w tym siebie. Myślę, że radzę sobie, z miesiąca na miesiąc jest coraz lepiej. W rundzie jesiennej miałem asystenta, który również grał na boisku, teraz jest lepiej, dołączył do nas trener Michał Połomski, który jest II trenerem sensu stricte. To duże ułatwienie dla mnie.

Jak się zostaje pierwszym trenerem w wieku 26 lat? To zawsze było twoje marzenie?
- Grając w piłkę od najmłodszych lat, szybko doszedłem do wniosku, że trzeba mieć plan B. Już po maturze zapisałem się na kurs trenerski dotyczący licencji UEFA C, dziś mam UEFA A. Nadarzyła się okazja, żeby poprowadzić drużynę seniorów na w miarę wysokim poziomie, chętnie z niej skorzystałem.

Jak wygląda struktura wiekowa kadry drużyny Gromu Nowy Staw? Pytam o to czy łatwo zyskać autorytet w szatni. 
- Mamy trzech zawodników po 30 roku życia, jest jeden mój rówieśnik, reszta jest młodszych. Powiedziałem chłopakom w szatni, że nie będziemy tworzyć sztucznych barier, kto chce może mówić do mnie po imieniu. Szacunek wobec trenera nie jest okazywany przez tytułowanie go, a w zwykłych gestach, rozmowach i w zachowaniu. Jeśli w Premier League mówią trenerowi na ty, to w pomorskiej IV lidze tym bardziej można. Oczywiście każdy kij ma dwa końce, przez skracanie dystansu teoretycznie łatwo wejść trenerowi na głowę, jednak na razie nie narzekam, nasza współpraca układa się bardzo dobrze.

Grom Nowy Staw gra z powodzeniem w IV lidze, bywało że był nawet szczebel wyżej. Wiele większych ośrodków chciałoby grać na tym poziomie.
- Wielkie słowa szacunku i podziękowania należą się panu burmistrzowi Jerzemu Szałachowi. To samo dotyczy prezesa, którym jest Paweł Kondziella, on jest jeszcze młodszy ode mnie! Bez nich nie byłoby Gromu Nowy Staw w czołówce IV ligi. Pytałeś o najmłodszych trenerów, jestem z kolei przekonany, że tak młodego duetu prezes-trener nie ma w żadnym klubie w Polsce. Razem mamy mniej lat niż niejeden prezes w pojedynkę. Burmistrz wspiera nas zarówno materialnie (dotacje) jak i moralnie, dobrym słowem, stara się być na wszystkich naszych meczach. Od strony organizacyjnej klub stoi na bardzo dobrym poziomie, jak na ten poziom rozgrywek, ukłony dla naszych włodarzy.

grom nowy staw 3.jpg

Coś w tym chyba jest, że często bramkarze zostają trenerami. Dobrym przykładem z naszego regionu jest choćby były selekcjoner Czesław Michniewicz. Albo aktualnie rozdający karty w Lechii Gdański, Kevin Blackwell.
- Może chodzi o to, że bramkarze stojąc z tyłu nudzą się, podziwiają innych piłkarzy i przychodzą im ciekawe pomysły do głowy (śmiech). Mówiąc poważnie, coś w tym jest. Stojąc w bramce, kąt widzenia całej drużyny jest dużo większy, widać jak zawodnicy się przesuwają na boisku i jak się zachowują. Dobry bramkarz też głośno komunikują się z drużyną, dlatego to przychodzi naturalnie, że golkiperzy zostają potem trenerami.

Przed Gromem Nowy Staw derby z Pomezanią Malbork. To mecz inny niż wszystkie?
- Oczywiście! To nie są derby podwyższonego ryzyka jak między Lechią i Arką w Trójmieście, a o wiele bardziej przyjazne. Ludzie z Malborka i Nowego Stawu żyją blisko siebie, kibice Pomezanii bywają na meczach Gromu i vice versa, tak samo z piłkarzami – wielu z nich grało w obu klubach podczas swoich karier. W derbach każdy będzie wspierał swoich, pojawią się pewnie delikatne szpilki, ale wszystko w granicach rozsądku, kultury i szacunku.

Opowiedz proszę o swojej karierze bramkarskiej.
- Jestem wychowankiem Lechii Gdańsk, w liceum przeniosłem się do Legii Warszawa. Moim największym osiągnięciem jest zdobycie mistrzostwa juniorów starszych właśnie w barwach Legii. Z juniorskiej drużyny tego klubu przeszedłem do III-ligowych rezerw Legii. Podczas jednej z przerw zimowych na kilka miesięcy dołączyłem do pierwszej drużyny za kadencji trenera Henninga Berga. Wróciłem do drugiej drużyny, po czym dostałem wskazówki żebym udał się na wypożyczenie. Proponowano mi II-ligową Legionovię, ale wolałem być bliżej domu, wróciłem do Gdańska i przez kilka lat grałem w Gryfie Wejherowo, skąd trafiłem do Polonii Warszawa, Bałtyku Gdynia i stamtąd do Gromu Nowy Staw.

Czy zdarzają się dylematy i trener Leleń myśli o tym, aby nie wystawiać do gry Lelenia-bramkarza?
- Uczestniczymy jeszcze w Pucharze Polski, w którym broni Marceli Gogola. Miałem też kontuzję, wówczas zastępował mnie bramkarz, który w teorii jest drugi w hierarchii.  Jako trener i bramkarz siłą rzeczy nie będę obiektywny, jeśli chodzi o obsadę miejsca między słupkami. Gdy wracałem po kontuzji, decyzję zostawiłem asystentowi, pytając jak on to widzi, czy nie jest jeszcze za wcześnie dla mnie. W mojej pracy staram się unikać dwuznacznych sytuacji.

Jakie masz cele trenerskie? Nie pytam o konkretne kluby, a bardziej o rozwój trenerski.
- To obecnie graniczy z cudem dostać się na kurs UEFA Pro, musiałbym chyba z dekadę pracować na szczeblu centralnym. Chyba najkrótsza droga to przejąć klub w II lidze (z obecną licencją mogę prowadzić drużynę na tym szczeblu), awansować szczebel wyżej i wtedy otwierają się drzwi na kurs. Nie wybiegam aż tak daleko w przyszłość. Na dziś jestem w Gromie Nowy Staw, doceniam szansę, którą mi dano, staram się rozwijać siebie jako trenera i naszych zawodników. Na razie pokornie robię swoje, wiem że dobra praca się obroni.

Gdyby zadzwonił klub z drugiego końca Polski i zaproponował udział w ciekawym projekcie, co byś zrobił?
- W rodzinnym Trójmieście trzymają mnie partnerka i studia na Wyższej Szkole Bankowości. Twardo stąpam po ziemi i raz jeszcze podkreślę jak wdzięczny jestem za szansę, którą dali mi panowie burmistrz i prezes, abym w tak młodym wieku mógł przejąć klub IV ligi. To był ryzykowny ruch z ich strony, a ja chcę im się odwdzięczyć. A gdyby ktoś zadzwonił? Chyba dziś bym odmówił, obojętnie skąd ten telefon. Skupiam się tym co jest teraz i już na kolejnym sezonie w Gromie Nowy Staw.

Czy w tej większej piłce jest jakiś trener, na którym się wzorujesz i którego szczególnie podpatrujesz?
- Taktykę dobieram pod kątem zawodników, których mam do dyspozycji. Jesienią graliśmy systemem 1-3-4-3. Zimą było trochę zmian kadrowych i przeszliśmy na system z czwórką obrońców. Nie upieram się jako trener przy jednym ustawieniu, chcę aby każdy z moich piłkarzy czuł się komfortowo na swojej pozycji, nie chcę wymyślać tzw. „kwadratowych jaj” i piłki nożnej na nowo. Jasne, że podpatruję innych trenerów. Patrzę jednak realnie, nie przekładam rozwiązań z Premier League na pomorską IV ligę. Nie będę udawał Pepa Guardioli, który dostaje piłkarza, którego chce. Wszystko jest inne, boiska są inne, zawodnicy są inni, inna jest cała otoczka. Bardziej pod kątem potencjalnych rozwiązań podpatruję naszą Ekstraklasę, jest wielu nowoczesnych trenerów, z których warsztatu mogę czerpać pełnymi garściami – Dawid Szulczek, Daniel Myśliwiec czy Janusz Niedźwiedź.

Jednak jakąś filozofię starasz się zaszczepić piłkarzom Gromu.
- Od razu pierwszego dnia powiedziałem chłopakom, że zależy mi na tym, żebyśmy mieli przyjemność z gry. W miarę możliwości staramy się grać nie pod wynik, chcemy prowadzić grę ofensywną, grać po ziemi, a nie kopać po autach. To jest IV liga, zdarzają się błędy staram się zawodnikom przekazać, żeby się nie przejmowali i robili swoje.

Grom Nowy Staw ma swoich barwach lidera strzelców IV ligi, Mateusza Borowskiego. To syn legendy Chojniczanki, Andrzeja Borowskiego, który pobił wszystkie możliwe rekordy strzeleckie.
- Mateusz ma to do siebie, że może grać bardzo przeciętne spotkanie, gdy nagle przychodzi 70. minuta spotkania, jest zamieszanie podbramkowe, piłka odbija się od słupka, dobija ją do siatki i zdobywa bezcenną bramkę, wygrywamy 1-0. To stary typ napastnika, którego piłka szuka w polu karnym. Dziś napastnik ma presować obrońców, wygrywać pojedynki powietrzne, często zapominamy o jego podstawowej funkcji, czyli strzelaniu bramek. Mateusz Borowski zdecydowanie to ma.

Grom gra w IV lidze, kiedyś był szczebel wyżej. Czy mówi się w Nowym Stawie o powrocie do III ligi?
- Tak, ten temat pojawia się w naszych rozmowach. Dziś mamy 9 punktów straty do liderującego Jaguara, dwa najbliższe mecze – derby z Pomezanią i potem wyjazd do lidera będą decydujące dla losów tego sezonu. Jeśli zdobędziemy w nich sześć punktów, jeszcze wszystko będzie możliwe. Mamy drużynę ambitną i głodną. Wielu chłopaków chce grać wyżej niż IV liga, dlatego mówię im że najszybsza droga prowadzi przez awans. Mierzymy jednak siły na zamiary, Jaguar Gdańsk, Gryf Słupsk czy Bałtyk Gdynia to kluby większe od nas, mają większe budżety i ambicje, ale na koniec po 11 zawodników wychodzi na boisko, a my dobrym przygotowaniem i profesjonalnym treningiem staramy się zniwelować różnice finansowe.

grom nowy staw.jpg

fot. Konrad Sosiński Fotografia